Ks. Edward Walewander, KUL
Ojczyzna jest jak matka*
Nasze dzisiejsze spotkanie jest wyjątkowe. Dwa zasadnicze wątki, patriotyczny i religijny, nakładają się na siebie. Oba są ze sobą nierozerwalnie powiązane.
Ojczyzna i polityka to pojęcia bliskie każdemu człowiekowi. Również Jezus interesował się i żył politycznymi sprawami swojego kraju. Ewangelista Łukasz skrupulatnie odnotował: „Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą, a nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19 41–44).
Ten najwyższy autorytet niech wystarczy, by się przekonać, że trzeba, bo jest to naszym obowiązkiem, zajmować się sprawami Ojczyzny. O Polsce trzeba z miłością nie tylko mówić, ale nawet śpiewać, bo jest Ona jak matka.
Powyższe słowa Jezusa można odnieść także do naszej historii. Czyż w polskiej ponad wiekowej niewoli narodowej nie było podobnie? Powalono naszych przodków na ziemię i często nie zostawiono na polskiej ziemi kamienia na kamieniu. Tak działo od pierwszego rozbioru Polski w 1772 r., a nasiliło się po trzecim podziale naszego kraju w 1795 r. Jednak po różnych trudach i walkach w 1918 r. nastąpiło odrodzenie, zmartwychwstanie Polski.
Jak przebiegało odrodzenie Polski? Znana pamiętnikarka, historyk, Maria Tarnowska, żona dyplomaty Adama Tarnowskiego, tak z rozwagą napisała o tym w swoich pamiętnikach wydanych najpierw po angielsku, a później po polsku. Przypomnijmy jej słowa. Cytat nieco dłuższy, ale bardzo rzeczowy.
„Niewiele jest w życiu doznań, które można porównać ze świadomością, że odradza się ojczyzna” – wspominała Tarnowska. – „Przez kilka miesięcy wszystkie marzenia lat dziecięcych i młodzieńczych, wysiłki i nadzieje dorosłego życia wielu pokoleń stały się dla Polaków cudowną i oszałamiającą rzeczywistością. Pod koniec 1918 roku na naszych oczach rozpadły się trzy imperia, które trzykrotnie dokonały rozbioru Polski. […].
Sytuacja młodego państwa nie wyglądała zbyt różowo. Wszyscy sąsiedzi Polski naruszali jej granice pod byle pretekstem. Generałowie kaizera walczyli na terenie Polski długo po kapitulacji […]. Na wschodzie Ukraińcy pod wpływem austriackiej propagandy i dzięki finansowemu wsparciu Berlina […] wywołali lokalną wojnę domową, służącą wyłącznie obcym interesom; na tyłach czekali bolszewicy […]. Zarówno Litwa, jak i Czechosłowacja nie zadowoliły się odzyskaniem niepodległości; zamierzały kosztem Polski powiększyć swoje terytoria. […] Zawsze będziemy wspominać z wdzięcznością czternaście punktów prezydenta Wilsona, stanowiące podstawę niepodległości naszego kraju, a także polityczne wsparcie udzielone przez Francję, ale walkę o zachowanie granic i niepodległości kraju wygrali nasi żołnierze. Brytyjscy politycy nie interesowali się sprawami Polski i byli zazwyczaj źle poinformowani. […].
Trudności zewnętrzne nie stanowiły jedynej przeszkody w procesie zjednoczenia Polski […]. Przez sto trzydzieści lat nasz kraj był podzielony na trzy części. Z konieczności podlegaliśmy odmiennym wpływom […]; nasza młodzież uczyła się w szkołach z wykładowym językiem niemieckim lub rosyjskim, bo jedynie w Austrii dopuszczono naukę w języku polskim; program nauczania oraz system prawny był odmienny u każdego z trzech zaborców. Mimo to Polacy zachowali mowę ojczystą i wiarę. Kraj był rozdarty, ale pozostał jeden naród. […]. Inne państwa europejskie – z wyjątkiem Rosji – przez cały dziewiętnasty wiek miały czas na refleksję dotycząca nowoczesnych instytucji państwowych, wprowadzenie ich w czyn oraz wypracowanie społecznego porządku dostosowanego do potrzeb i pragnień obywateli. […] Polska musiała odrobić ten dystans w ciągu kilku lat. Kraj był zniszczony działaniami wojennymi; brakowało szkół, dróg i linii kolejowych; dodajmy ponadto zacofanie gospodarcze i ciemnotę ludu utrzymywanego przez zaborców w takim stanie, by łatwiej było rządzić; nieliczne ośrodki przemysłowe podczas wojny ucierpiały mocno od Niemców; wielkie połacie ziemi uprawnej leżały odłogiem z powodu braku maszyn i rąk do pracy. […] Komu dane było odwiedzić Polskę po zakończeniu pierwszej wojny światowej, a potem na krótko przed wybuchem drugiej, musi przyznać, że chociaż nie obyło się bez porażek, nasz kraj znakomicie poradził sobie z trudnościami. W roku 1939 Polska optymistycznie patrzyła w przyszłość – i to nie dzięki pomocy z zewnątrz, lecz dzięki przekonaniu, że najważniejsze jest dobro kraju”1.
To wypowiedź matki-Polki. Z podziwem i uznaniem odnosimy się do wykształcenia takich matek jak Maria Tarnowska oraz do ich miłości Ojczyzny. Może ta uwaga pomoże zmniejszyć naszą zarozumiałość i wzbudzić w nas więcej pokory. Dzisiaj dziękujemy Bogu za odzyskaną w 1918 r. wolność.
Ciężka była także dalsza droga do naszej obecnej wolności. Mamy za co wyrażać wdzięczność Opatrzności Bożej.
Pokonaliśmy wiele trudności. Nie trzeba ich wszystkich teraz wyliczać. Stało się tak z pewnością dlatego, że Bóg w swej nieskończonej dobroci i miłości był z nami. Możemy znowu powtórzyć znane nam już słowa, które celnie oddają naszą rzeczywistość, choć wypowiedziane zostały przez kogoś z zewnątrz, wręcz nieprzyjaciela Polski.
Tak mówił Hans Frank w marcu 1940 r. „Kościół jest dla umysłów polskich centralnym punktem zbornym, który promieniuje stale w milczeniu i spełnia przez to funkcje jakby wiecznego światła. Gdy wszystkie światłą dla Polski zagasły, to wtedy zawsze jeszcze była Święta z Częstochowy i Kościół. Nie należy nigdy o tym zapominać. […] Katolicyzm nie jest bowiem w tym kraju żadnym wyznaniem, a tylko koniecznością życiową”2.
Słowa te przypomniano tu w październiku 2014 r., kiedy obchodziliśmy jubileusz 650-lecia Zemborzyc.
Jaki skarb jeszcze posiadamy, z którego jesteśmy dumni?
Jest nim nasz niezwykły patron, św. Marcin. Żył w IV wieku. Urodził się na terenie dzisiejszych Węgier. Najpierw był żołnierzem w armii rzymskiej, stacjonującej na terenie dzisiejszej Francji. Później opuścił służbę wojskową. Zamieszkał w Poitiers, gdzie słuchał nauk św. Hilarego. Wpływ tego wielkiego męża sprawił, że Marcin się ochrzcił. Został zakonnikiem, a później biskupem w Tours. Jako zakonnik i biskup usilnie bronił wiary katolickiej.
Historia głosi, że kiedyś jadąc konno spotkał żebraka. Nie mając pieniędzy, oddał mu swój płaszcz. Zaraz po tym w nocy zobaczył we śnie Jezusa okrytego jego płaszczem. Posłyszał słowa Zbawiciela: „To Marcin mnie przyodział”.
Marcin zmarł w listopadzie 397 r. podczas podróży duszpasterskiej. Jego kult rozprzestrzenił się bardzo szybko. Miasto Tours, gdzie został pochowany, stało się celem wielu pielgrzymek. Byłem tam wiele razy. Lubię tego świętego.
Święty Marcin staje się obecnie jeszcze bardziej popularny niż dawniej. Dlaczego?
Posłuchajmy najpierw wymownego opowiadania. Na urodziny księżniczka otrzymała od narzeczonego ciężki pakunek o niezwykłej kulistej formie. Niecierpliwa i bardzo zaciekawiona otworzyła go i ze zdziwieniem znalazła kulę armatnią. Rozczarowana rzuciła kulą z brązu o ziemię. Zewnętrzna powłoka kuli rozpadła się od uderzenia i ze środka wyskoczyła mniejsza ze srebra. Księżniczka od razu ją podniosła i obracając w ręce, lekko nacisnęła na jej powierzchnię. Wtedy srebrna kula otworzyła się i ukazało się złote pudełeczko. W środku na miękkiej wyściółce leżał piękny pierścień, wysadzany olśniewającymi brylantami, które układały się w dwa proste słowa: Kocham Cię!
Są ludzie, których nie pociągają nasze może czasem zbyt długie nabożeństwa. Odstrasza ich niezrozumiały język i treść. Jednak jeśli ktoś podejmie wysiłek i z modlitewną uwagą przełamie tę pierwszą „powłokę”, odkrywa za każdym razem nowe i zdumiewające piękno. A przede wszystkim uderzy go jasność Boskiego przekazu wyrytego w Piśmie Świętym, w liturgii Kościoła i nauczaniu Kościoła: Bóg Cię kocha!
Taką treść przekazuje nam swoim życiem nasz patron. Dlatego jest on obecnie bardzo popularny. Za jego przykładem mamy być dla siebie wzajemnie tak dobrzy jak codzienny chleb.
Święty Marcin żył w bardzo trudnych czasach. On, dawny żołnierz rzymski, często i chętnie powoływał się na List św. Pawła do Rzymian. Również on chętnie nauczał, tak jak św. Paweł, że nie ma takiej mocy, która mogła by nas odłączyć od miłości Chrystusowej; ani ucisk ani prześladowanie, ani też głód, niebezpieczeństwo czy nawet miecz. We wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Jezusowi, który nas umiłował.
Nic „nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8, 39).
Amen!
**Kazanie wygłoszone 11 listopada 2018 r. na mszy św. w kościele p.w. św. Marcina w Zemborzycach z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości i odpustu parafialnego.
1 M. Tarnowska, Przyszłość pokaże… Wspomnienia, tłum. J. Z. Żółtowska, Łomianki 2008, s. 93–95.
2H. Frank, Dziennik, oprac. S. Piotrowski, Warszawa 1956, s. 147.